niedziela, 29 listopada 2009

Niedzielna "zetka".

W ten weekend miały być ślady, ale dużo z tego nie wyszło, więc było posłuszeństwo. Nażarty i znudzony Borys był męczony w niedzielę nieśmiertelną „zetką”. Poniżej film z jego zmagań z tym czymś.
Wydaje się, że chodzenie przy nodze to najprostsza sprawa pod słońcem dla psa i pana. Nie to jest bardzo trudne szczególnie, gdy pies i pan muszą to zrobić na obcym terenie. Pies traci kontakt, rozprasza się przy zakrętach, odstaje od nogi pana, wyprzedza przewodnika, zachodzi mu drogę, za wolno obchodzi, krzywo siada. Lista błędów, jakie się pojawiają jest olbrzymia. My w tym ćwiczeniu nie nastawiamy się na wymachiwanie przednimi nogami psa jak kasztanka Piłsudskiego, ponieważ nie jest to sprawa „radości” psa z ćwiczenia jak niektórzy sądzą, ale anatomii, dobrania właściwego tępa oraz odpowiednio wysoko podniesionej głowy psa, którą zwykle robi się fixujac to w szczeniactwie smakolem w wysoko podniesionej ręce. Pies to nie koń, onek to nie malina i nam się to nie podoba i tyle. Bardziej cenię nie tracenie kontaktu psa na skrętach, szybkie obchodzenie i proste siadania na wykończeniu ćwiczenia oraz patrzenie się na mnie a nie na piłkę. Tak to z Borysem robimy. Całe chodzenie przy nodze pies teraz zawsze robi bez piłek. Nagrodą jest socjal na końcu, co widać na początku filmu po pierwszej „zetce”.

poniedziałek, 23 listopada 2009

Aport cdn :-)

Na filmie, który przedstawia nasze zabawy z koziołkiem widać to, co pisałem wcześniej. Nie uczę Borysa aportu za piłkę czy inne przekupstwo. Uważam, że to koziołek sam w sobie ma stać się nagroda, w tedy można otrzymać bonusowo wiele spraw, nad którymi trzeba w innym wypadku pracować oddzielnie.
- ładne trzymanie bez przegryzania
- szybkie dobieganie
- szybkie pobieranie
Oczywiście szybkość to sprawa względna. Ktoś powie, że Borys robi wolno, tak robi wolno w porównaniu do innych, ale robi dużo szybciej w stosunku do siebie, gdy pracowaliśmy za nagrodę. Na tym polega cały urok pracy, aby nie porównywać swojego psa do maliniaka z mistrzostw świata czy Azora sąsiada tylko do swojego własnego psa z wczoraj. Pies nie ma oporów z pracą na mojej strefie, nie gasi go kontakt z moją ręką, nagrodę socjalną traktuje, jako nagrodę a nie korektę – dotknięcie.
Czy chcę, aby pies parkował z koziołkiem na mnie? Nie, bezpieczniej, mimo że mniej efektownie jest, gdy pies usiądzie w odległości od przewodnika niż zaparkuje na nim. Może kiedyś będę dążył do bardzo bliskiego siadania psa. Przy tym etapie naszych zmagań z aportem bardziej rozsądne jest to, co robimy. Priorytet ma teraz szybkość pobierania i przynoszenia koziołka.
Wielu przewodników nie docenia wagi nagrody socjalnej. Nie zawsze jest dobrze, gdy pies jest podkręcany piłką lub robi na jedzenie. W tedy niezastąpiona jest nagroda socjalna. Ja uważam ją za najlepszą z możliwych. Pokazuje rzeczywiste relacje pies przewodnik, pozwala na pracę nad dokładnością bez zajmowania sobie rąk. Tutaj my mieszkający z psami, na co dzień w domach mamy wyższość nad psami trzymanymi w kojcach. Może nasze pieski nie skaczą na nasz widok, ale nic nie zamieni obserwacji i więzi, jaka się rozwija, gdy mieszka się w jednym gnieździe z psem.

niedziela, 22 listopada 2009

czwartek, 19 listopada 2009

Nie głaszcz mnie człowieku...

Nie głaszcz mnie, mówi Twój Pies. To co dla nas jest przyjemne dla psa jest bardzo często dyskomfortem. Uzależnione jest to nie tylko od tego czy pies lubi być głaskany, ale od sytuacji kiedy jest głaskany. Przeczytajcie zresztą sami wypowiedź o seminarium P.A.Boczuli na tym forum.

http://www.workingbc.fora.pl/seminaria-spotkania-i-obozy,99/seminarium-szkoleniowe-obedience-z-agnieszka-boczula,912-15.html

Ogon i głupawka.

Dawno, dawno temu, gdy ogon był malutki a jego człowiek głupiutki, zdarzało się dostawać psu radosnej głupawki. Objawiała się ona chęcią przerobienia mieszkania w park zabaw dla psów. Futro radośnie biegał i skakał po wszystkim, co się dało w imię czegoś tam. Po jakimś czasie ogonowi przeszło to i zapada w tzw. letarg, z którego jest bardzo szybko wybudzany magicznymi słowami
- spacer
- jeść
- pić
- imionami psów znanych ze spacerów.
- lub moim – „idę do pracy”.
Starych głupawek nie ma już od czasu skończenia roczku przez 4 łapy i zaczęcia pracy i zabawy na placu. Ogon z placu przychodzi uhahany, ale jednocześnie padnięty fizycznie i psychicznie.
Jest jednak jedno miejsce, którego chyba zapach powoduje to, że Borys po powrocie dostaje czegoś, co przypomina szczenięce napady ganiania po całym domu. Miejscem tym jest bardzo ładna torfowa łąka obok rzeki. Nie są na niej wyprowadzane inne psy, wypasane bydło, od czasu do czasu widać jedynie lisa i bażanty.
Gdy rzucam na niej Borysowi piłkę a on bardzo szybko ją znajduje wszystko jest ok. Problem zaczyna się, gdy pójdziemy w okresie wysokiej trawy i zmierzchu. W tedy zdarzyło się, że ogon szukał piłki nawet 25 minut. Taka sesja z nosem przy ziemi na tej łące skutkuje dziwnym zachowaniem psa po powrocie do domu.
Droga powrotna przebiega normalnie, nie ma nic niepokojącego w zachowaniu psa. W domu siada na przedpokoju, czeka cierpliwe aż się rozbiorę i go wytrę. Taki nasz rytuał, który zapobiega zamianie reszty hacjendy w psią budę i podwórko.
Po wytarciu pies idzie się położyć i zaczynają przeszkadzać mu zapachy z jego własnych opuszków. Nagle się podrywa biegnie jak oszalały, trze przednimi łapami jak wściekły o dywan, znowu wącha i tak około 30 minut gdyby nie było mojej interwencji.
Polega ona na zwinięciu dywanu, dokładnemu umyciu opuszków psa, krótkiej zabawie piłką i daniu mu do legowiska czegoś mocno przesiąkniętego moim zapachem.
Czemu tak się dzieje? Z jakiego powodu pies tak reaguje na zapach z łąki tylko przy intensywnej pracy nosem na niej, a nie, gdy tylko po niej biega? Nie wiem…. Podobno może tak reagować, gdy wejdzie w lisie odchody. A jak jest naprawdę?

wtorek, 17 listopada 2009

Spotkanie 17.10.

Spotkanie z 18 przekładamy na dzisiaj na szkołę. Będzie nowa suczka i może piesek…
http://psy.fora24.pl/viewtopic.php?f=33&t=11&p=32#p32

Aport Borysa od końca cz.2

Dla lepszego zrozumienia, co płodzimy z psem na placu muszę niestety zacząć od d.. strony, czyli od końca. Borys jest już psem, który ma opanowane
- nie przegryzanie
- oddawanie na komendę
- pozycję po dobiegnięciu do przewodnika
- ruszenie na komendę, bez potrzeby przytrzymywania psa, gdy jest dopiero wyrzucany koziołek.
Wszystkie te elementy są oczywiście w ciągłym rzeźbieniu i doskonaleniu, jako oddzielne ćwiczenia od czasu do czasu składane w całość.
Problem przegryzania zlikwidowaliśmy przez pracę tylko i wyłącznie na ciężkim koziołku, który przegryzany wypada. Sercem metody, którą się posługujemy jest nie nagradzanie psa za noszenie koziołka przez piłeczkę czy żarcie. Dla psa to koziołek i zabawa nim ze mną jest i ma być najwspanialszą nagrodą na świecie. Stare przysłowie mówi, że najlepsza jest nauka przez zabawę, a ja uważam, że nauka ma być w całości zabawą. U psów to się sprawdza.
Dzień, gdy bawimy się koziołkiem jest dniem specjalnym. Na plac nie są brane piłki, gryzaki, rękaw czy klin. Pracę rozpoczynam od rozhasania pieska, co owocuje zwykle kilkukrotnym wywaleniem mnie przez rozpędzonego ogona cudownie parkującego na mojej klacie. Gdy piesek jest już na dobre rozanielony nagle pojawia się koziołek w mojej ręce, który jest bardzo blisko wyrzucany i przynoszony przez psa, który parkuje sobie znowu na mojej klacie. Trochę się przeciągamy koziołkiem i gdy psina prawie piszczy z radości wprowadzam Borysa w tryb pracy przez komendę siad, a następnie fuss. Co jest nagrodą i targetem w który psina się wpatruje? Koziołek. W ten sposób kozioł staje się równie atrakcyjnym przedmiotem zabawy i psiego pożądania jak piłka i żarcie. Tą modyfikację wprowadziliśmy od niedawna, celem tego jest przyśpieszenie pobierania koziołka przez psa. Na Borysie ta metoda sprawdziła się dużo lepiej niż nagradzanie donoszenia lub trzymania koziołka czymś innym. Pies ceni przeciąganie się kozłem, przez co nie muszę koncentrować się na jego trzymaniu, ale puszczeniu przez psa. Czy ta metoda ma wady? Oczywiście, że ma.
- rozanielony pies może w trakcie składania aportu w całość zaparkować ochoczo z kozłem na klacie przewodnika
- komenda puść, musi być stosownie mocniej wyartykułowana i częściej egzekwowana.
Zalety?
- brak potrzeby rozpraszania psa dodatkowymi nagrodami, nagrodą jest samo ćwiczenie i kozioł.
- ćwiczenie innych komend posłuszeństwa niezwiązanych bezpośrednio z aportem, które nagradzamy zabawą kozłem.
- poprawa szybkości pobierania i donoszenia aportu.
- ogólny obraz pracy psa.

Nibylandia i takie tam.....

Już na samym początku istnienia tej strony wyraźnie wyjaśniłem że nie jest to portal szkoleniowy, ale blog mojego psa Borysa. Blog inaczej pamiętnik. Sprawy tutaj opisywane dotyczą z góry subiektywnego patrzenia na psie sprawy z naszego punktu widzenia. Nie mam zamiaru podzielać czyjegokolwiek zdania lub tłumaczyć się ze swojego postrzegania spraw komukolwiek. Tym bardziej ludziom, którzy swoje frustracje z placu przenoszą do Internetu krytykując wszystko w imię wolności słowa, za nic mając swoją godność, kiedy uwłaczają samym sobie przez pisanie bzdur w trakcie oceny wszystkiego i wszystkich. Sami chcą być nietykalni i niepokalani. Same sformułowania – „nie podoba mi się i koniec” mogą dotyczyć pokazu mody, ponieważ to sprawa gustu. Ocena pracy kogokolwiek z psem bez zobaczenia go na placu jest cokolwiek śmieszna. No, ale wszystko w imię – „musze coś napisać”. Czy my lubimy krytykę? Bardzo, ale na zasadzie – „stary to jest źle, tutaj zobacz mnie ja to robię lepiej”. Jeśli ktoś ma jakieś teorie, których sprawdzenie w praktyce oznacza www.google.pl , potem placem jest biurko, psem kawa z mlekIem, rękawem serwetka to ja mówię takiej osobie i dialogowi z nią – żegnaj, ponieważ do widzenia było by nie na miejscu.
Każdy rzeczowy komentarz obojętnie jak nie miły, wredny, paskudny, ale niekończący się – „no, bo mi się zdaje, ponieważ mam Google i jestem dr. Reiser”, tylko pokazujący na przykładzie autora lepsze rozwiązanie będzie oprawiany w ramki.
Natomiast komentarze frustratów, trenerów i zawodników z placów Nibylandii będą szły do kosza. Blog był i będzie kontrowersyjny, subiektywny, teksty były i będą pisane tylko z jednego punktu odniesienia. Będzie masa głupot i błędów szkoleniowych, ale z celem na progres. Zaczynaliśmy z Borysem szkolenie w lutym tego roku, jak dużo spraw ewoluowało możecie się sami przekonać po filmach. Czy jestem zadowolony z siebie? Tak jak cholera. Kiedy nie jestem zadowolony z siebie? W tedy, kiedy zamienię plac na Google i będę trenował swojego psa i siebie w Nibylandii. Wiem, że to takie nie polskie, najlepiej siedzieć cicho jak mysz pod miotłą nic nie robić, to złota recepta, aby się nie mylić. Całe szczęście w Polsce a nawet w moim mieście są tacy nie poprawni, którzy są tak wredni i złośliwi, że chcą pracować ze swoimi psami za nic mając netowych – „no, bo tak”.
Na koniec odpowiedź dla netowych hien czemu to robię – „no bo tak” .

poniedziałek, 16 listopada 2009

Aport raz jeszcze. cz 1.

Regulaminowy aport to jedno z trudniejszych ćwiczeń. Obojętnie czy jest to aport z przeszkodą czy nie. Dla osoby, która pierwszy raz widzi to ćwiczenie wydaje się ono najprostsze z możliwych. Piesek leci za patyczkiem i przynosi swojemu panu, aby ten rzucił mu jeszcze raz. Przecież to samo robi, co drugi właściciel na spacerze. Dopiero, gdy pan psa zaczyna się interesować psim sportem zaczynają się schody i to, co było prostym biegiem za patyczkiem okazuje się bardzo złożonym ćwiczeniem dla psa i przewodnika. Ćwiczeniem, w którym wychodzą wszystkie zaniedbania i błędy w treningu. Gdy przewodnik dowiaduje się, że ten rzut patyczkiem tak pięknie wykonany na zawodach przez profesjonalną parę – pies i przewodnik, jest efektem miesięcy pracy na placu zaczyna się pocić i doceniać kunszt innych.
Jako że nie jest ładnie pisać o innych bez nich skupimy się teraz na naszej parze i problemach, jakie mamy lub mieliśmy przy nauce tego ćwiczenia?
Na początku pozwolę sobie wymienić błędy, jakie robimy lub tylko robiliśmy. Pokaże to złożoność tego ćwiczenia.
- przegryzanie aportu
- wypluwanie po doniesieniu do przewodnika
- szybkość dobiegania do koziołka
- szybkość pobierania z ziemi aportu
- szybkość doniesienia do przewodnika
- pozycja przed przewodnikiem
- odległość, w jakiej pies siada przed człowiekiem
- zbyt wczesne wybieganie za rzuconym aportem
- czyste oddanie na komendę aportu przewodnikowi
- przyjęcie postawy po zakończeniu ćwiczenia
To są elementy, które sprawiały nam problem. Oczywiście są różne skale i oceny my oceniamy nas względem siebie samych z przed rozpoczęcia ćwiczeń. Trzeba być realista i porównywać swoje postępy pracy do siebie samego. Jeżeli jest progres jest ok., jeżeli mój pies pracuje gorzej lub lepiej od drugiego psa to … mało mnie to interesuje. Gdy pracuje lepiej od siebie samego z wczoraj jest powód do radości, jeżeli idzie gorzej to trzeba się zastanowić, co się zawaliło, pomieszało psu i jak to mawiał pijany mąż stanu – „Nie idźcie tą drogą Ludwiku Dornie i Sawo”. W drugiej części będą nasze filmy z przeszłości i z tego weekendu. Pokażemy co nam się udało poprawić a co spiep… przy okazji. Napiszę jakie inne ćwiczenia z posłuszeństwa mają wpływ na obraz pracy Borysa przy aporcie.

czwartek, 12 listopada 2009

Kliknij się sam cd...

Zawsze byłem zwolennikiem złotego środka zamiast ekstremalnego wychylenia w prawo lub lewo. Dlatego od samego początku moją nieufność budziły tzw. idee całkowicie pozytywnego szkolenia psa. W pierwszej części moich wynurzeń napisałem o tym, że wywieranie presji psychicznej na psa przez pozytywistów jest bardzo duże. Mój Pies nie nadaje się na taki trening gdzie wywiera się na niego taką presję. Na forum Tensor jedna z uczestniczek seminarium z udziałem Agnieszki Boczuli napisała tak:
„..Kilku przewodników dowiedziało się, że szkoląc psa pozytywnie – mimo wszystko bardzo mocno obciążają psa – nie fizycznie, ale psychicznie. Zweryfikowanie zachowania przewodników rzeczywiście zmieniło pozytywnie zachowanie psa poprawiając, jakość jego pracy.”.
http://157.158.57.35/~adamd/phpBB2/viewtopic.php?t=504&sid=a8cbd83dfe384010aa512d12226c2f85
Cieszę się, że moje przypuszczenia okazały się słuszne i nie stałem się ofiara mody – only kliker i wyznawanie zasady – metoda pod psa a nie pies pod metodę okazała się słuszna.

środa, 11 listopada 2009

Wyniki porannej pracy w Dzień Niepodległości.

Dzisiaj chciałem pokazać wyniki naszej porannej pracy. Borys zawsze zostawiał rękaw lub klin po zdjęciu z pozoranta. Skubany nie szanował zdobyczy. Bardzo przegryzał zabrany rękaw, co zresztą widać po porwanych bokach.
Od jakiegoś czasu pracuję nad tym, aby pies spokojnie zasypiał z rękawem mimo bodźców zewnętrznych takich jak pukanie batem w rękaw, strzelanie z bacika etc. Pod spodem są 2 filmy z efektów naszej pracy. Jeden pokazuje trzymanie rękawa bez przeszkadzania psu, drugi jest z lekkimi frustrowaniem psa strzelaniem z bata, pukaniem w trzymany rękaw.
Wiem, że to nie jest wiele, ale dla nas dużo, ponieważ przed tę pies od razy wypluwał rękaw między innymi przez konflikt ze mną. Dużo naprawdę dużo było do naprawienia na ten efekt z filmu.

poniedziałek, 9 listopada 2009

Spotkanie

http://psy.fora24.pl/10-dot-11-dot-2009-vt9.html
Musimy uzgodnić co robimy 11 listopada. Szkoda zmarnować dnia. Ale to na forum.

Namiot cd.

Niestety, ale w ten weekend ze względów logistycznych nie udało się nam zrobić namiotu dla pozoranta. Ale wszystkie materiały już są, więc obiecuję, że w następny weekend lub może już 11 listopada będę mógł pokazać wynik naszych prac.

czwartek, 5 listopada 2009

Namiot dla Pozoranta

Przeglądając ceny kryjówek dla pozoranta w sklepach najtańszy był za około 350 zł. Przepraszam, ale za ta cenę to ja mogę kupić cały turystyczny namiot a nie 3 kije i kawałek brezentu.
Ze znajomymi mamy patent na to jak własnymi siłami za grosze zrobić we własnym zakresie przenośna i łatwa do transportu kryjówkę. W weekend będzie premiera, więc jak tylko nam się wszystko uda zamieszczę relację z postawienia naszego pierwszego namiotu dla pozoranta. A swoja drogą w sklepach są i po 700 zł. Nie wiem, z czego one są zrobione? Ze złota ?

środa, 4 listopada 2009

Spotkanie

W czwartek spotykamy sie przed zamkiem 17:30
info
http://psy.fora24.pl/spotkanie-05-dot-11-dot-2009-vt5.html

Wirtualni wojownicy i shooting stars psiego sportu

Ostatnio stały się bardzo modne walki urządzane na psich forach przez wirtualnych wojowników oraz shooting stars. Obydwie grupy maja jedną wspólną cechę. Pracują wirtualnie z psem lub pozorują mu codziennie na spacerze przy robieniu kupci.
Bardzo ciężki trening zaczyna się o godzinie 8 rano, lub nawet wcześniej, z przerwą na pracę, papu i sen. Trwa w sumie całą dobę.
Bardzo ważnym elementem tej pracy jest opracowanie szczegółowego materiału dotyczącego biednego pozoranta – pozorant to osoba, która śmie pracować ze swoim psem poza wirtualnym światem kanapy, gdzie pupilek mistrza jest właśnie zajęty lizaniem swojej tylnej części ciała.
Najgorszym i najniżej ocenianym pozorantem w wirtualnym ipo jest tzw. zawodnik. Ta obrzydliwa kreatura śmie startować z psem, co więcej, gdy otwiera szkołę w prawdziwym świecie poza wpływami mistrza Kupcia-IPO, staje się wrogiem publicznym, dysydentem, anarchistą, celem numer dla assasinów mistrza.
Mistrz zaczyna dzień od wybrania sobie pozoranta, który będzie celem dla jego palców i języka. Pracę zaczyna się od wyszukania na placu google całej dostępnej historii biedactwa.
Jako plac mistrzowie wybierają jakieś forum gdzie niedoszła ofiara ich rewelacyjnego virtual doga śmiała się pokazać?
Virtual dog do bestia robiona na samej agresji lękowej przed realnym światem? Pies ten ma jeden cel ugryźć lub uciec. Nie interesuje go walka o rękaw z pozorantem. W wypadku niepowodzenia ataku mistrz puszcza drugiego psa lub kilka na raz.
Przy takich zasadach virtual – ipo pozorant odchodzi przy gwizdach publiki mistrza. Jednak mistrzowie virtual ipo mają jedną cechę lub wadę. Nie wiem, jakie określenie na to będzie odpowiednie?
Skromność, żaden mistrz nie poda swojego prawdziwego nazwiska oraz przydomku psa sportowego, którego codziennie ćwiczy przy osaczeniu drzewa lub rynny, ewentualnie konwoju sąsiada.
Drugim bardzo ważnym elementem świata virtual ipo są shooting stars. Są to ludzie, którzy zamiast poświęcić się żałosnemu propagowaniu psiego sportu w życiu, skupili się na szlachetnej działalności kopania swoich dawnych kolegów i koleżanek.
Narzędziem do tego jest oczywiście wirtualny plac, którego rolę pełni zwykle jakieś przytulne psie forum. Tym ludziom nie podoba się, że ich dawni koledzy nie przeszli razem z nimi na wyższy poziom psiego sportu, na poziom wirtualny. Nadal chcą otwierać szkoły a w nich mają czelność uczyć ludzi zamiast osiągnąć nirwanę mistrzostwa i przenieść się do nich, bodshisatwów (buddyjskie dobre duchy, pół bogowie), lub jak ktoś woli na Olimp.
Nie, Ci paskudni ludzie tkwią w realnym świecie i na przekór Bogom Olimpu z forum nie chcą do nich dołączyć.
Na tym kończę krótki opis mistrzów kupcia-ipo oraz virtual-ipo.

wtorek, 3 listopada 2009

Kliknij się sam…..

Od czasu, gdy powstał Internet do jego wnętrza przeniosły się tzw. Holy War lub Flame War. To określenia, tzw. świętych wojen toczonych przez zwolenników świat Bożego narodzenia nad zwolennikami wyższości Wielkanocy.
Wojny te dotyczą również tematyki psiego świata. Taką wieczną i świętą wojną jest walka zwolenników tzw. pozytywnego szkolenia z druga stroną.
Prawda jest taka, że ani jedna ani druga strona nie mają racji. Leży ona po środku. Klikier, smakołyki są bardzo dobrą pomocą w szkoleniu. Jednak całkowicie pozytywnie się nie da. To, co pozytywiści nazywają pozytywna metodą samo w sobie zawiera metody nacisku na psa i pokazywania mu, kto rządzi. Pies jest drapieżnikiem a nie człowiekiem na kozetce psychologa. Podejście do niego wymaga szacunku dla jego natury a nie personifikowanie psa.
Dobrym przykładem jest suka i jej małe, proszę kiedyś przejechać się do hodowli, aby zobaczyć jak traktowane są przez sukę szczeniaki oraz jak wyglądają relacje między nimi.
Jeżeli zobaczycie tam samą czułość bez warknięć i fizycznych upomnień dajcie mi znać. Chętnie sam zobaczę ten ewenement.
Z drugiej strony polecam obejrzenie prawdziwego sportowego treningu IPO, Posłuszeństwa. Stosuje się tam zarówno metody całkowicie pozytywne jak i bazujące na awersji. Bardzo wielu początkujących ludzi nie zdaje sobie sprawy jak szkodliwe i ciężkie do zniesienia dla psa jest wywieranie na niego psychicznego nacisku.
Przykładem takiego psa jest mój własny. Na Borysa nie można krzyczeć i okazywać mu humorów. Pies momentalnie gaśnie. Natomiast pracując z nim na wysokim pobudzeniu, można używać do korekty kolczatki, która nie tylko nie powoduje jego spadku, ale pobudza.
Nie dajcie się, zatem wprowadzić w błąd, którym jest stosowanie na siłę do swojego psa jakiejkolwiek metody. Pierwszy jest pies potem do niego dostosujcie metodę. Chyba, że lubicie gadżety i wolicie od prawdziwej pracy nowa książkę z cudownym „cusiem” oraz wirtualne filmy, na których pokazywane jest jak uczyć nauczone wcześniej psy.
Tak chciałbym i ja …….

poniedziałek, 2 listopada 2009

Borys i kolezanka








Nowe foty ze spotkania :-)

Pierwsze spotkanie w listopadzie

Dzisiaj już trzecie spotkanie naszej grupy. Idzie coraz fajniej i chyba wszyscy zaczynają czuć bluesa . To cieszy. Jak widać nawet w takiej małej dziurze jak moje miasto można wspólnie fajnie się bawić z psami.
Tutaj info dla uczestników spotkania.

http://psy.fora24.pl/spotkanie-02-dot-11-dot-2009-vt4.html

Pieski w Policji.

Każdy z Was miłośników onków padł w młodości ofiarą filmu o dzielnym psie Cywilu, który razem ze swoim przewodnikiem stał na straży obywatelskiego spokoju i praworządności w złotej erze PRL., Jeżeli jesteś młodszy zapewne wpadł Ci w oko równie szlachetny odpowiednik psa Cywila.
Prawda po latach wygląda zupełnie inaczej. Oglądając film o psie cywilu widzimy kundlowatego DON-ka, do tego większość psów na planie filmowym jest niemiłosiernie zapasiona. Dzisiaj swojego misia jogi nie zamieniłbym na żadnego z tych bohaterów.
Ok. a jak ma się to do rzeczywistości tutaj i teraz? Bardzo podobnie. Do policji trafiają poza wyjątkami odpady z polskich hodowli. Cena, jaką oferuje policja za psa nie jest ceną, za która można zakupić rocznego, dobrze rokującego psa z linii pracującej. Co najwyżej donkowatego, przerośniętego misia i tyle?
Oglądając obecnie policyjne pokazy, szczerze pisząc, nic mi się w nich nie podoba. Ani psy, ani przewodnicy. Jest mi tylko niezmiernie szkoda biednych psów, które za ciężką służbę, do której nie mają ani psychiki ani zdrowia fizycznego dostają bardzo często igłę na dobranoc.
Taki jest los policyjnego pieska. Trafiającego przez zły los do ciężkiej służby.