Wczoraj, razem z moim psem miałem przyjemność uczestniczyć w godzinnym, indywidualnym treningu pod okiem Pani Agnieszki Boczuli. Miejsce treningu to dokładnie 94 km od mojego miejsca zamieszkania. Odbywał się on w uroczym parku w Warszawie, koło ulicy Gwiaździstej. Park to Kępa Potocka.
Trening był umówiony na godzinę 12:00. Z domu wyjechaliśmy trochę wcześniej jednak warszawskie korki dały się nam we znaki. Warszawa z perspektywy samochodu to zapchana wielka wieś lub bardziej zlepek setek wsi, w którym brak logiki oraz pomysłu. Jednak mimo korków dotarliśmy na miejsce godzinę przed czasem. Chciałem ten bufor wykorzystać do spokojnego spaceru z Borysem, aby mógł on zapoznać się z nowym miejscem.
Po tym małym obchodzie znaleźliśmy Panią Agnieszkę, która kończyła trening z innym psem. Trening wyglądał trochę inaczej niż zwykły. Nie skupialiśmy się na jednej rzeczy, ale ja chciałem skrótowo przelecieć przez wszystkie problemy, jakie spotykam się w pracy z moim psem. Dostałem masę spraw do poprawy, ale Borys został również pochwalony za parę rzeczy. Jedną z nich było to, że wykazuje się niezłą motoryką i zręcznością wykonywania dosyć trudnych elementów posłuszeństwa. Są one nie łatwe do wykonania dla owczarków eksterierowych z racji ich budowy anatomicznej. Borys jak na onka robi je bardzo przyzwoicie.
Teraz trochę szczegółów. Dowiedziałem się, że siad i waruj z miejsca a w ruchu to dla psa zupełnie inne pojęcia. Do tej pory siad i warowanie były robione w ruchu. Poprawiając jedno gubiłem drugie. Nie wolno bać się pomagać przy tych komendach ciałem psu. Potem oczywiście chowamy wszystkie pomagacze i zostawiamy sam głos. Na pytanie, co chcę poprawić powiedziałem, że szybkość. Pani Agnieszka wzięła psa i piłkę, pies w jej ręku zrobił w sekundę to, co ja chce poprawić od miesiąca. Stwierdziłem, że taka szybkość siadania i warowania w miejscu, jaką pies pokazał mi wystarczy … Nigdy nie udało mi się nakłonić psa do tak szybkiej pracy jak zrobiła to P. Boczula w sekundę. Chylę głowę….
Następna sprawa to uwaga dotycząca tego, że pies jest w dwóch skrajnościach z jednej strony za bardzo niuniany z drugiej za ostro wypowiadane komendy. Po zmianie tonu na dużo łagodniejszy pies pięknie zawarował i usiadł z marszu bez kulenia uszu w całkowitym komforcie, co zauważyła P. Agnieszka. Następnie zwróciła mi uwagę na za dalekie wychodzenie przed psa przy komendach z marszu. To prawda, wystarczy na treningu nie odchodzić daleko a za to szybko nagrodzić psa.
Potem były moje pytania dotyczące aportu. Dostałem fajną radę, takie małe coś, ale akurat trafiające w sedno problemu. Miałem w treningu wysyłać psa na sekundę przed spadnięciem kozła na ziemię, bez wyczekiwania. U mnie zdziałało to cuda pies poszedł za kozłem 2 razy szybciej niż zwykle.
Chodzenie przy nodze. Powiem szczerze, że jestem zadowolony z tego, co prezentuje Borys w tej kwestii oczywiście przez pryzmat moich i jego umiejętności a nie w porównaniu do „kogoś”. Na moje pytanie, co zrobić z psem, aby chodził na trochę wyższym kontakcie uzyskałem odpowiedź widząc pracę mojego psa z P. Agnieszką. Obcy przewodnik i mój własny pies.. Szczękę zbierałem z podłogi widząc prace mojego własnego psa, tylko, że.. No właśnie nie zemną. Ale wiem, co jest źle i będzie to poprawiane. W ogóle umiejętność pracy z każdym psem przed chwilą poznanym u Pani Agnieszki jest chyba legendarna. To trzeba zobaczyć, jak nasz własny pies pracuje o niebo lepiej i chętniej z kimś, kogo poznał 5 minut temu.
Przy chodzeniu przy nodze dowiedziałem się o tym, że preferowane przez wielu szkoleniowców i powielane nagminne uczenie psa chodzenia na widoczną piłkę, mimo że pies już doskonale radzi sobie bez niej jest błędem. Pies ma pracować jak najdłużej bez piłki. Metoda, którą pokazałem, a którą pracuję od zawsze, czyli statyka, fuss, statyka wyczekanie i piłka jest jak najbardziej ok. Uczy psa pracy a nie „chodzenia za piłką”. Generalnie podstawa, czyli system motywacji psa leży u innych szkoleniowców. U Pani Agnieszki dowiedziałem się nareszcie, co, z czym i dlaczego. Praca innych przypomina mi bardziej powielanie metody bez jej poznania. Jeżeli będziemy mieli szczęście to zadziała przy psie i ok. Często wysoki kontakt jest robiony kosztem dokładności pracy psa, zbytniego podniecenia kosztem nachodzenia na przewodnika, wychodzenia przed, niedokładnych skrętów, krzywego zadu etc, a na koniec – brak pracy bez widocznej piłki.
Puszczanie, kto nie ma z tym problemu? Mało jest takich. Najprościej psa można nauczyć ładnego puszczania od szczeniaka. Niestety, ale Borys zaczął trening w wieku 1.5 Roku… Tutaj widząc metodę P. Agnieszki rozłożoną prawie jak regulaminowy aport na czynniki pierwsze zrozumiałem, o co w tym chodzi. Niestety, ale znowu muszę odnieść się do innych szkoleniowców gdzie niestety w przekazywanej wiedzy jest bałagan i jak sądzę nie do końca zrozumienie, o co w tym chodzi. Wielu z nich przypomina kogoś, kto ma igły do akupunktury i nie wiedząc gdzie wkuwa je na chybił trafił. Jak zadziała to dobrze? Tutaj jest inaczej. Ktoś, kto poleca daną metodę potrafi ją wyjaśnić i wie dokładnie czy ona pieskowi podejdzie czy nie. U innych jest to coś w stylu schematu. Byłem na seminarium, zapamiętałem „triki” teraz je będę sprawdzał. Potem ktoś się zastanawia, czemu jego pies nie ma problem z dojściem do siebie po takim szkoleniu, a sam przewodnik usłyszał teorie na temat siebie i psa wyrwane z rękawa. Tutaj było inaczej.
Podsumowując nie żałuję ani jednego kilometra, złotówki, czasu. Było warto i na pewno powtórzymy to za jakiś czas. Pani Agnieszka Boczula jest niesamowita, profesjonalizm to za małe słowo, ponieważ określa ono rzemieślnika, a Pani Agnieszka nie jest rzemieślnikiem, ale artystą. Polecam i jeszcze raz polecam. Jeżeli ktoś ma możliwość załapać się na seminarium czy ćwiczenia indywidualne nie zawiedzie się.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz