Weekend minął pod znakiem pracy. Nareszcie mam znowu swojego radosnego psa.
Bardzo podobało mi się to, co Borowy pokazał w niedzielę. Tych pozytywnych spraw było kilka.
Borys pierwszy raz w swoim życiu robił przeszkody.
- 1m
- 2m składaną
- kładkę.
W sobotę kładka zapoznawała się z psem a pies z kładką, w niedzielę poszedł jak burza. Przy 1m zamotał się przy powrocie, potem poszło już gładko w obydwie strony na komendę, która do tej pory była stosowana do … skakania przez ławkę i żywopłot. 2M była robiona w obydwie strony przy pomocy drugiej osoby, która pilnowała psa, aby powrót dobył się nie, przy ale przez przeszkodę. Ja i piłka byliśmy motywatorem.
Drugą sprawą, w której Borys przyprawił mnie o wielkiego rogala na twarzy było przywołanie. Do tej pory albo robił to zwalniając przy mnie, siadając za daleko lub chamsko wyjmując sobie piłkę z pod mojej brody. W niedzielę pies szybko i pięknie dobiegł do mnie nie wyjmując sobie samemu piłki z pod brody, ale równiutko i pięknie parkując. Aby szczęścia było więcej zrobił to drugi raz. Ja znając siebie ugryzłem się w pewno miejsce, aby nie wymagać od psa tego trzeci raz.
Pies ma zakończyć dane ćwiczenia w chwili gdy uzyska najlepsze jego wykonanie.
Pracowałem nad tym bardzo długo i szczerze mówiąc nie byłem pewien czy kiedykolwiek uzyska taki obraz pracy, jaki by mnie zadowolił. Ale za to kocham mojego psa, który dużo ze mną wytrzymał i nie raz przekonał mnie, że jeszcze dużo może pokazać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz